Każdemu z nas zdarzyło się przekląć. Niektórzy używają przekleństw jako substytutu przecinka, innym zdarza się rzucić mięsem sporadycznie, w reakcji na jakąś nieprzyjemną sytuację. Czasem robimy to świadomie, a czasem automatycznie. Bo umówmy się: nie ma to jak soczyście sobie przekląć, gdy coś nie idzie po naszej myśli albo zdarzyło się coś nieoczekiwanego. Przekleństwo pozwala odreagować albo odpowiednio podkreślić wagę naszych słów. W toku badań dowiedziono nawet, że przekleństwo pomaga uśmierzyć ból fizyczny. Bo przekleństwo zwyczajnie przynosi ulgę. Wygląda również na to, że dzięki przekleństwom możemy ocenić, czy ktoś próbuje nas oszukać. A przynajmniej otrzymujemy wskazówkę, czy ta osoba częściej mówi prawdę.

Na początku 2017 roku w piśmie Social Psychological and Personality Science opublikowano wyniki badań przeprowadzonych na 276 osobach, które poproszono o podanie swoich ulubionych przekleństw. Następnie badani mieli za zadanie ocenić jak mocno zgadzają się ze stwierdzeniami typu „Nigdy nie kłamię” czy „Mam same pozytywne nawyki”, dzięki czemu badacze mogli ocenić, czy badani mają skłonność do mówienia nieprawdy. Z odpowiedzi udzielonych przez uczestników badania wyszło, że ci, którzy przeklinają najwięcej są również najbardziej szczerzy.


W toku tych samych badań przeanalizowano 75 tysięcy statusów na Facebooku. Wyniki okazały się podobne. Ludzie, którzy publikowali krótkie i proste wiadomości przeklinali najmniej. Jak tłumaczą autorzy badania, już wcześniej dowiedziono, że kłamcom trudno jest budować długie i skomplikowane zdania.

Badacze sprawdzili też wyniki na poziomie stanowym i okazało się, że w stanach, w których ludzie dużo przeklinają, jak na przykład w New Jersey, odsetek przestępstw takich jak oszustwa jest mniejszy niż w takim Utah, gdzie przekleństwa uznawane są za nieakceptowalne społecznie.

Oczywiście nie można jednoznacznie stwierdzić, że przeklinanie wynika ze szczerości – możemy mówić jedynie o korelacji, ale kurwa no.