"Jak najszybciej stracić na wadze? Kupić za sto złotych i sprzedać za pięćdziesiąt" - głosi stary dowcip, któremu skądinąd trudno odmówić słuszności. A ponieważ święta coraz bliżej, przyjrzyjmy się mniej znanym faktom o tych bardziej znanych dietach.
Cierpliwość, wytrwałość i systematyczność prowadzą do sukcesu? Okazuje się, że niekoniecznie. Z badań przeprowadzonych na ponad 260 kobietach w średnim wieku wynika, że szybka i intensywna dieta poparta ćwiczeniami pozwala uzyskać wcześniejsze efekty (to zrozumiałe) na dłużej (to nowość). Taki rodzaj walki z nadwagą ma według naukowców z Florydy przynosić trwalsze efekty niż polecane zazwyczaj stopniowe odchudzanie "małymi krokami".
Możesz jeść co tylko chcesz i w dowolnych ilościach, ponieważ ćwiczysz tak dużo, że żadna nadwaga ci nie grozi? Nie ma tak lekko, a hasła "masa i rzeźba" są kluczem do wyjaśnienia problemu. Tak czy inaczej, wyłącznie ćwicząc można liczyć najwyżej na 3% spadek masy ciała, ale bardziej prawdopodobny jest jej wzrost. Wysiłek fizyczny wzmaga apetyt i koło się zamyka. Sama dieta bez ćwiczeń zadziała - ale efekt będzie prawdopodobnie mizerny. Może i szczupły, ale wykrzywiony na wszystkie strony pokurcz zamiast wymarzonej, modelowej sylwetki.
Siedzenie przed telewizorem to ostatnia rzecz, którą polecaliby specjaliści od odchudzania. I znów okazuje się, że być może niesłusznie, bo wszystko zależy od tego, co się ogląda. Śmiech i rozrywka obniżają poziom stresu, a to właśnie stres ma bardzo niekorzystny wpływ na kondycję organizmu - w tym również na masę ciała. Z badań brytyjskich naukowców wynika, że pod względem spalania kalorii godzina intensywnego śmiechu odpowiada pół godziny wycisku na siłowni. Wybór wydaje się więc prosty... No dobra, wcale nie.
Suplementy diety są takie modne. Wystarczy połknąć garść tabletek, by nabyć supermocy i zacząć świecić na zielono. Tymczasem najlepszym suplementem diety (w dosłownym znaczeniu) jest... sen. Śpij i chudnij? Poniekąd... Osoby, które regularnie nie dosypiają, mają w zwyczaju pochłaniać dziennie o 300 kilokalorii więcej niż wysypiający się. Sen ma też wpływ na efekty diety. Śpiący 8,5 godziny każdej nocy są w stanie zrzucić o 56% więcej niechcianego smalcu niż ci, którzy wstają już po 5,5 godziny.
Tatuś solidny, ledwo mieści się w drzwiach, mamusia, ekhm, "ma grube kości", o dziadkach w ogóle nie wspominając? Niestety genetyka to dla otyłości żadne usprawiedliwienie. W zaledwie 1% przypadków wielopokoleniowej otyłości można mówić o dziedziczeniu skłonności do nadwagi. Prędzej winne jest dziedziczenie stylu życia - siedzącego trybu pracy, złego odżywiania się czy szkodliwych nawyków. Skazany na otyłość jest tylko co setny
grubas nadwagoczłowiek. Reszta zafundowała sobie to na własne życzenie.
Ostatnia wieczerza najpóźniej dwie godziny przed snem - głosi znane zalecenie, które nie jest znowu takie bezpodstawne. Wepchnięcie w siebie trzydaniowego obiadu i udanie się do łóżka raczej nie wpłynie dobrze na jakość snu. Odchudzaniu natomiast nie zaszkodzi - przynajmniej nie bardziej niż wepchnięcie w siebie trzydaniowego obiadu o "normalnej" porze. Dieta nie nosi zegarka - z jej punktu widzenia ważniejsza jest suma spożywanych kalorii, nie zaś pora posiłku.
Nie wszystko zdrowe, co zielone. Zbożowe batoniki w wielu przypadkach wpływają jedynie na samopoczucie, podczas gdy ze względu na ilość dodatków - chociażby cukru pod różnymi postaciami - są wcale nie mniej tuczące niż czekolada. To samo z wieloma sałatkami. A to grzanki, a to majonez, a to dressing, a to chociażby smażony boczek i nagle okazuje się, że równie dobrze można było zjeść pyszny stek, zamiast męczyć się i wybierać okruchy grillowanego kurczaka spomiędzy orzechów i sałaty.
Źródła: 1,
2,
3
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą