Od dawna nosiłam się z zamiarem wypowiedzenia się na temat otyłości. Wszystko, co tutaj powiem opieram na własnych przeżyciach i doświadczeniach.
Jeszcze 2 i pół roku temu ważyłam 104 kg, przy wzroście 167 cm, byłam zatem chorobliwie otyła. Problemy z nadwagą zaczęłam mieć od czasu, gdy zaczęłam chodzić do szkoły, szkolne stresy zajadałam słodyczami i tak mi zostało do 3 roku studiów. Cała podstawówkę i liceum spędziłam pod szyldem grubasa. Dopiero w 2006 roku, w maju postanowiłam coś z tym zrobić. Z nadwagą walczyłam półtorej roku, dopóki nie udało mi się osiągnąć wagi 67 kilogramów, która z małymi przyrostami, które szybko udaje mi się zrzucić, trzyma się do dnia dzisiejszego. Jednak już chyba do końca życia będę się musiała pilnować, gdyż taki mam organizm, że każda chwilka słabości kończy się przyrostem sadełka. Dlatego ważę się codziennie i gdy widzę jakiś niepokojący przyrost wagi, zaraz go kasuję Nauczyłam się samodyscypliny, codziennie przeznaczam chociaż 30 minut na ćwiczenia, chodzę na basen i kurs salsy. Wszystko to wymaga ode mnie dużo poświęcenia, ale warto. Nareszcie mogę kupować wymarzone ubrania, opalać się w bikini, chodzić po górach bez palpitacji serca.
Przede wszystkim mogę patrzeć ludziom w oczy i się nie wstydzić, nie myśleć sobie, że podśmiewają się ze mnie, a jeżeli ktoś odwraca się za mną na ulicy, to nie dlatego, że dziwi go widok „wieloryba lądowego”.
Drażni mnie przekonywanie na lewo i prawo, w prasie, w internecie, w telewizji, że grube może być piękne, seksowne i szczęśliwe. Otóż nie może być, wiem bo sama taka byłam i wierzyłam w te wszystkie pierdoły. I takie gadki –puszyści ludzie są weseli, mili, ciepli itp. A i owszem są, ale to przeważnie wymuszona wesołkowatość, za którą chcą schować zakompleksionego i nieszczęśliwego grubasa. Wiem to z własnego doświadczenia Zawsze ważąc 104 kg starałam się uśmiechać i być bardzo miła dla wszystkich, maskowałam w ten sposób swoją tuszę. I tu już nie chodzi wyłącznie o walory estetyczne, ale o zdrowie. Czasami czułam się jakbym miała 80, a nie 20 lat. Nie mogłam biegać, tańczyć, chodzić po górach.
Rozumiem ludzi z nadwaga, rozumiem też, że u niektórych osób otyłości ma związek z różnego rodzaju schorzeniami. Ale zazwyczaj otyłości jest tylko i wyłącznie wina nas samych, naszego lenistwa, wybieraniem łatwiejszej drogi. Sama wkurzam się widząc grubasa idącego ulica i wcinającego lody lub burgery.
Chciałabym obalić mit szczęśliwej grubaski, gdyż coś takiego to, moim zdaniem, oksymoron.
Jestem ciekawa waszej opinii na ten temat.
Jeszcze 2 i pół roku temu ważyłam 104 kg, przy wzroście 167 cm, byłam zatem chorobliwie otyła. Problemy z nadwagą zaczęłam mieć od czasu, gdy zaczęłam chodzić do szkoły, szkolne stresy zajadałam słodyczami i tak mi zostało do 3 roku studiów. Cała podstawówkę i liceum spędziłam pod szyldem grubasa. Dopiero w 2006 roku, w maju postanowiłam coś z tym zrobić. Z nadwagą walczyłam półtorej roku, dopóki nie udało mi się osiągnąć wagi 67 kilogramów, która z małymi przyrostami, które szybko udaje mi się zrzucić, trzyma się do dnia dzisiejszego. Jednak już chyba do końca życia będę się musiała pilnować, gdyż taki mam organizm, że każda chwilka słabości kończy się przyrostem sadełka. Dlatego ważę się codziennie i gdy widzę jakiś niepokojący przyrost wagi, zaraz go kasuję Nauczyłam się samodyscypliny, codziennie przeznaczam chociaż 30 minut na ćwiczenia, chodzę na basen i kurs salsy. Wszystko to wymaga ode mnie dużo poświęcenia, ale warto. Nareszcie mogę kupować wymarzone ubrania, opalać się w bikini, chodzić po górach bez palpitacji serca.
Przede wszystkim mogę patrzeć ludziom w oczy i się nie wstydzić, nie myśleć sobie, że podśmiewają się ze mnie, a jeżeli ktoś odwraca się za mną na ulicy, to nie dlatego, że dziwi go widok „wieloryba lądowego”.
Drażni mnie przekonywanie na lewo i prawo, w prasie, w internecie, w telewizji, że grube może być piękne, seksowne i szczęśliwe. Otóż nie może być, wiem bo sama taka byłam i wierzyłam w te wszystkie pierdoły. I takie gadki –puszyści ludzie są weseli, mili, ciepli itp. A i owszem są, ale to przeważnie wymuszona wesołkowatość, za którą chcą schować zakompleksionego i nieszczęśliwego grubasa. Wiem to z własnego doświadczenia Zawsze ważąc 104 kg starałam się uśmiechać i być bardzo miła dla wszystkich, maskowałam w ten sposób swoją tuszę. I tu już nie chodzi wyłącznie o walory estetyczne, ale o zdrowie. Czasami czułam się jakbym miała 80, a nie 20 lat. Nie mogłam biegać, tańczyć, chodzić po górach.
Rozumiem ludzi z nadwaga, rozumiem też, że u niektórych osób otyłości ma związek z różnego rodzaju schorzeniami. Ale zazwyczaj otyłości jest tylko i wyłącznie wina nas samych, naszego lenistwa, wybieraniem łatwiejszej drogi. Sama wkurzam się widząc grubasa idącego ulica i wcinającego lody lub burgery.
Chciałabym obalić mit szczęśliwej grubaski, gdyż coś takiego to, moim zdaniem, oksymoron.
Jestem ciekawa waszej opinii na ten temat.