Rowery naprawiam, ze 20 lat będzie, ale takiego roku jak ten to jeszcze nie miałem. Pomijam pogodę, problemy z częściami (niedostępne, a jak ktoś ma to cena kosmiczna np+500%) ale to co mi ludzie ostatnio przywożą to już szczyt. A dziś to już kulminacja: "full" komunijny (cena zakupu 600 zł jeżeli nie było promocji) wyprodukowany ok 15 lat temu. Konserwowany metodą wrzucenia na zimę do przydomowego oczka wodnego i odławiany po zejściu lodów. Corocznie. Nie ma jednej sprawnej części - nawet rama jest pokryta rdzą. No ale pilnie potrzebny na jutro. "To porządny rower jest z ameryki", "Robić - zapłacę", 'Ileeee???!!!!" "Poyebało cię?". Drugi raz w życiu zabrakło mi słów, żeby wyrazić swój entuzjazm dla fachowej diagnozy mojego stanu psychicznego. Znaczy kulturalnych słów mi zabrakło. Ostatecznie klient wymachiwać łapami, potem straszyć i obiecywać konsekwencje różne. Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że większość sadystycznych, seryjnych morderców miała w swoim życiu epizod pracy jako mechanik rowerowy.
--
Nie kłaniaj się kurduplowi: nigdy nie ukłonisz się wystarczająco nisko, a z wysiłku możesz dostać wylewu