No dobra. A więc tak.
Dzisiaj, pod koniec pracy rozmawiałam z koleżanką. Ot, błahy temat - kosmetyki naturalne, których obie jesteśmy fankami i tak od słowa do słowa doszłyśmy do tematu wegetarianizmu. I weganizmu. Naoglądała się różnych filmików i zdjęć dokumentujących traktowanie zwierząt przeznaczonych na ubój i na tyle to nią wstrząsnęło, że rozważa przejście na dietę wegetariańską. Albo wegańską. Dyskutowałyśmy dość długo, nie będę przytaczać całości, bo to bez sensu, chociaż momentami było śmiesznie. Zaznaczę tylko, że nie odwodziłam jej od pomysłu, poddałam jej tylko myśl, że jak chce być taką prawdziwą wegetarianką, to powinna wziąć pod uwagę również rezygnację ze skórzanych butów, torebek czy odzieży. Dowiedziałam się wtedy, że mylę pojęcia i to nie to samo. Że skóry są wynikiem uboju na mięso i jeżeli ona nie kupi skórzanych butów, to ona (w sensie skóra) się zepsuje. Logic!
No dobra, do rzeczy. W pewnym momencie ona stwierdziła, że nieludzkie traktowanie krów mlecznych nią wstrząsa i że z produktów mlecznych tez zrezygnuje. Zapytałam więc, co niehumanitarnego jest w takiej hodowli, bo serio nie wiem. Powiedziałam, że być może się nie znam, ale jak krowy się nie wydoi, to ona w końcu zdechnie. A ona na to no właśnie! Że w tych hodowlach zapładnia się nieustannie te krowy, żeby miały mleko. Zrobiłam oczy jak pięć złotych i mnie wcięło. Zdołałam zapytać jedynie "a ty widziałaś kiedyś krowę?"
Druga obecna przy rozmowie koleżanka niemal wpadła pod biurko zarykując się ze śmiechu. Bo do niej dotarło wcześniej niż do mnie, że nasza koleżanka jest przekonana, że tylko krowy, które mają młode dają mleko
I my, ludzie, którzy pijemy mleko, odbieramy pokarm krowiemu potomstwu.
Poczułam się wstrząśnięta. Tym bardziej, że jak usiłowałam jej wytłumaczyć, że się myli, to się dowiedziałam, że jestem głupia, stara i się nie znam