zrobicie beta testy nowego tekstu? Da się to czytać, czy przegiąłem z dobrocią i jakiegoś trupa tam domontować?
Dawno temu, w cieniu wielkiego Bałkanu, żył pewien starzec. Powiadali o nim, że potrafił odwracać los, jeśli człowiek był czystej duszy i dobrych zamiarów. Wielu przychodziło doń po poradę, inni prosili o wstawiennictwo u sił wyższych, o łaski w czasie żniw, urodzaj w sadach i mnogość ryb w rzekach. Dziadek Ivo nigdy nie odmawiał odwiedzającym uwagi, zawsze znajdował ciepłe słowo, a dobro, które biło z pieca jego domu na długo ogrzewało serca i dusze jego przyjaciół.
Pewnego dnia Dziadek Ivo zachorował. Widać było, że z dnia na dzień ubywało sił, nogi stawały się coraz cięższe, a starcze dłonie coraz trudniej mogły utrzymać kubek z naparem i łyżkę ze strawą.
Strapili się przyjaciele Dziadka. Radzić zaczęli co począć, by staremu mędrcowi ulżyć w cierpieniu. Zebrała się grupa junaków i poszli do Ivo pomoc oferować.
- Dziadku Ivo, widzimy żeś chory, ulgę nieść chcemy, ale znachora u nas nie ma. Ty nas leczyłeś, ty otuchy dawałeś. Powiedz, co robić? Gdzie iść po leki dla ciebie?
- Dusza tu cierpi – rzekł Dziadek Ivo – nie ciało. Sił mi ubywa, płacz w środku czuję. Przyjaciele, nie znachora mi trzeba. Szukajcie w Was samych tego, co może zły los odegnać.
W nas szukać? Ale czego? Zastanawiali się w drodze powrotnej do wioski junacy. Smutne wieści do swoich przynieśli. Dziadek Ivo gaśnie, a my nie wiemy jak pomóc. Wioska zaczęła pogrążać się w cieniu. Ludzie tracili nadzieję, a Dziadek Ivo marniał w oczach. Chodzili do niego, to prawda, co dzień. Drewno na opał rąbali, strawę skromną, ale od serca przygotowywali, zbierali jagody i zioła. Niewiele to jednak pomagało staremu wróżowi.
Dziadek Ivo umarł ostatniego dnia lata. Jesień stała się tym smutniejsza. Ognie w chatach już nie grzały jak dawniej, a radość dnia codziennego ustąpiła pochmurnym wieczorom i ołowianym porankom.
Pewnego dnia mieszkańcy zebrali się na polowanie. Zbliżała się zima, a szczęście czy nieszczęście nie ma znaczenia jeśli spiżarnie są puste. Mieszkańcy podzielili się na dwie drużyny. Jedna miała iść na północ, druga na południe. Uradzili, że polowanie potrwa tydzień i siódmego dnia wrócą do wioski.
Po umówionym czasie zeszli się na przywioskowym rozstaju dróg. Jakież zdziwienie zapanowało, gdy obie drużyny wróciły liczniejsze o jedną osobę. Północni prowadzili ze sobą chłopca, południowi dziewczynkę.
- Opowiadajcie jego historię – poprosili junacy z południowej drużyny.
Jeden podjął opowieść.
- Ten chłopak to sierota. Rodzinę zabili mu zbójcy, on sam uciekł do lasu. Mówi, że tułał się trzynaście dni i trzynaście nocy, szukając ludzi, którzy mogliby mu pomóc. Czternastego dnia usłyszał ryk niedźwiedzia. Przeraził się i zaczął uciekać. My usłyszeliśmy wołanie o pomoc, zastaliśmy go wciśniętego w dziurę w skale, przed którą czekał na niego niedźwiedź. Zwierza ubiliśmy, a chłopaka wzięliśmy ze sobą, bo jak go zostawić w lesie? Coś mu tu znajdziemy do roboty. A dziewczynka?
- Z nią jeszcze dziwniejsza sprawa – zaczął junak – mówi, że usłyszała szept lasu. Od urodzenia była w niewoli u Murada Beja, wiecie, tego co ma włości za rzeką. Nie znała rodziców, nie miała rodziny. Nie chce mówić dokładnie, ale widać, że cierpiała tam krzywdy. I mówi, że las ją wezwał. Powiada, że trzynaście dni i trzynaście nocy szła za tym głosem. Czternastego dnia usłyszała wilcze wycie. Osaczyły ją na polanie, dwa dni drogi od naszej wioski. Chyba przybyliśmy na czas, bo watahę rozgoniliśmy, trzy wilki ubiliśmy, a ją wzięliśmy ze sobą. Bo jak schronienia temu nieszczęściu odmówić.
Radość wróciła do wioski. Dzieci przygarnęła rodzina, która własnych mieć nie mogła. Siostrzyczka zabierała braciszka na długie spacery. Braciszek przygrywał na fujarce, którą podarował mu jeden z junaków. A pewnego dnia we wsi zapanowało podniecenie. Ktoś dojrzał strużkę dymu unoszącą się pod wzgórzem, tam gdzie mieszkał Dziadek Ivo. W te pędy pobiegli tam mieszkańcy. Dziadek stał uśmiechnięty pod drzewem i czekał na nich ze strawą. Serem, chlebem i bukłakiem wina.
- Magia jakaś – szeptali między sobą zatrwożeni ludzie – przecież Ivo umarł.
- Nie umarłem drodzy przyjaciele. Zasnąłem, ale wyście mnie obudzili. I macie rację, że to magia. Miłość, radość i dobroć jaką obdarzyliście tę dwójkę to siły najwyższe jakie tylko istnieją. To one czynią cuda, one ten świat tworzą. Każdy z Was tę magię posiada, bo każdy z Was ma czyste serce. O tym pamiętajcie.
Dziadek Ivo żył jeszcze czterdzieści lat. A górskie lasy do dziś nucą melodie, które wygrywał na podarowanej fujarce mały braciszek małej siostrzyczce.
tl;dr dobry gość umiera, ale nie umiera, bo dobre rzeczy się dzieją, a one napędzają świat