Jeśli jakakolwiek generacja odpowiada za całe zło tego świata, to z pewnością są to właśnie millenialsi.
Definicje millenialsów czy pokoleń X, Y, Z są z gruntu rzeczy dość mało precyzyjne – a w im większej złości używane są te określenia, tym szerszy zyskują zakres. Jeśli jednak mowa o tych pierwszych, zazwyczaj przyjmuje się narodziny w latach 1981-1996. Tym samym pierwsi przedstawiciele tego pokolenia właśnie na przełomie tysiącleci – stąd nazwa – kończyli szkoły średnie i wchodzili w dorosłość. Po raz pierwszy terminu millenials użyto w 1991 roku. Było to w książce
Pokolenia autorstwa Neila Howe’a i Williama Straussa.
Przyzwyczailiśmy się już do tytułowania co młodszych pokoleń millenialsami, najczęściej z nieco pejoratywnymi zamierzeniami. Gdyby jednak trzymać się faktów – i wspomnianych we wcześniejszym punkcie dat – grono millenialsów nieco się poszerza i obejmuje między innymi księcia Williama czy Beyonce. Do tego pokolenia zalicza się też Kim Dzong Un… i może on akurat nie świadczy najlepiej o swojej generacji. To jednak zupełnie odrębna historia, niekoniecznie może stosowna na tę okoliczność.
O millenialsach powiedziano wiele, a nawet bardzo wiele – niejednokrotnie ocierając się o granice absurdu. W końcu to ci źli millenialsi nie chcą kupować diamentów, coraz rzadziej chodzą do McDonalda, a co najgorsze ze wszystkiego, zrujnowali producentów dzwonków do drzwi. Bo wolą wysłać wiadomość z prośbą o otwarcie. Ale odkładając to wszystko na bok, niedaleki bok, można zauważyć ciekawą prawidłowość – żadne inne pokolenie w historii nie zostało zbadane tak dokładnie jak osoby urodzone w ostatnich dwóch dekadach XX wieku.
Większość millenialsów uwielbia podróże i zdecydowanie chętniej przeznaczyłaby pieniądze na zagraniczne wyjazdy niż chociażby na zakup domu – tak twierdzą statystycy. Nie dodają jednak, że może to wynikać z faktu, że za cenę kawalerki pod Otwockiem można objechać świat dookoła. Dwa razy. Prawdą jest także to, że millenialsi wciąż bardzo dużo czasu spędzają w pracy. Ankieta na LinkedInie pokazała, że 16% millenialsów w ogóle nie prosi o wolne – bo to nazbyt stresujące.
Millenialsi bardzo chętnie robią postanowienia noworoczne – w większości zgodnie
twierdzą też, że ich dotrzymują. To przydatne, wziąwszy pod uwagę raczej niekorzystną sytuację ekonomiczną, w jakiej się znaleźli. Niewspółmiernie szybko rosnące koszty życia spowodowały, że wielu przedstawicieli tego pokolenia musi – nawet pomimo „czterdziestki” na karku – w dalszym ciągu polegać na pomocy rodziców. W USA wyliczono, że – do tego wszystkiego – statystyczny millenials ma 27 tys. dolarów długu, a żonglowanie kartami kredytowymi to jedyny sport, jaki uprawia.
„Sztuka czytania zanika”, tak? Papierowe książki nie mają przyszłości, bo czytnik ebooków jest wielokrotnie wygodniejszym rozwiązaniem? Nie takie rzeczy już prognozowano… z podobną sprawdzalnością. Millenialsi – jasne, nie wszyscy – czytają chętnie i częściej niż inne pokolenia zaglądają do biblioteki (cóż, wypożyczenie, w przeciwieństwie do zakupu, nie kosztuje). Przeanalizowano też preferencje – 4 na 5 millenialsów, mając do wyboru książkę papierową bądź elektroniczną, sięgnie po tę pierwszą. Producenci czytników nie lubią tego.
Trzymają się swoich postanowień noworocznych, czytają książki – ekologicznie, preferując wypożyczanie z biblioteki – pracują ciężko i radzą sobie jak mogą w nielekkich okolicznościach. Może więc jednak wcale nie są aż takim złem, za jakich się ich uważa? Cóż, zdania nie są aż tak podzielone jak zwykle. Różne pokolenia mają o millenialsach niezbyt pozytywne zdanie, wytykając im koncentrację na sobie. Co ciekawe, ten pogląd podzielają… sami millenialsi. Jeśli więc jesteśmy nieuleczalnymi egocentrykami, to przynajmniej mamy tego świadomość.
Dobra, dobra. Chwila. Chcesz sobie skomentować lub ocenić komentujących?
Zaloguj się lub zarejestruj jako nieustraszony bojownik walczący z powagą